Måtind
Daleka północ Norwegii znana jest turystom przede wszystkim ze względu na znajdujący się tam archipelag Lofoten. Jedno z miejsc na popularnych Lofotach opisaliśmy już na naszym blogu – Kvalvika. Jednak dla wielu osób Lofoty są zbyt nastawione na turystów. Dużo osób na szlakach, zapełnione parkingi (a co za tym idzie – płatne parkingi) to naszym zdaniem nie jest prawdziwa Norwegia. Żeby poczuć Norwegię musimy trafić do miejsc, gdzie prędzej zamiast innych ludzi, napotkamy owce lub renifery; gdzie ciszę zakłóci jedynie odgłos dmuchającego wiatru, a na nocleg rozbijemy namiot wśród otaczającej nas surowej natury. Wiele osób, zamiast wspomnianych wcześniej Lofotów, poleci nam wyspę Senja – ją też opisaliśmy w jednym z naszych wpisów (Husøy).
Aczkolwiek dla nas prawdziwą perłą północy jest wyspa położona między Lofotami, a Senją. Andøya, bo tak brzmi jej nazwa, albo jest całkowicie pomijana przez turystów, albo służy tylko jako przejazd między jej popularniejszymi sąsiadami. Tymczasem przez Andøyę biegnie jedna z narodowych tras turystycznych Norwegii (Nasjonale turistveger) i po drodze spotkamy wiele pięknych punktów widokowych. Dzisiejszy wpis poświęcimy naszej propozycji na wspaniałą pieszą wycieczkę. Jest to szczyt Måtind.
Måtind ma wysokość zaledwie 408 m.n.p.m., a całkowita odległość do szczytu wynosi 3,8 km, zatem nie jest to szczególnie wymagająca wędrówka. Najtrudniejsze podejście czeka nas na samym początku, później znaczna większość trasy przebiega już bardzo łagodnie. Po drodze rozpościera się widok na resztę Andøyi i jej charakterystyczne ukształtowanie terenu – całkowicie płaskie niziny poprzecinane przez pasma wzgórz i szczytów. Dodatkową zaletą północy Norwegii w okresie letnim to oczywiście długie dni. Na naszą wycieczkę wybraliśmy się dopiero około 19 wieczór! Mimo to i tak mieliśmy pewność, że wracać będziemy wciąż w świetle dziennym.
Po drodze na Måtind spotkaliśmy jedynie raz lub dwa razy innych turystów wracających ze swojego spaceru. Zamiast tego przez większość wyprawy towarzyszył nam dźwięk dzwonków zawieszonych u szyi wypasających się na łąkach owiec.
Po niedługim czasie naszym oczom ukaże się Morze Norweskie. Jak widać na zdjęciu poniżej, otaczające nas zboczą są dość płaskie i można by odnieść wrażenie, że znajdujemy się nad samym brzegiem morza. Iluzję przerywa jedynie widok położonego przed nami szczytu Måtind.
Po około dwóch godzinach wspinaczki docieramy na szczyt. I tu doznajemy prawdziwego szoku. Łagodnie wznoszące się zbocze góry nagle i niespodziewanie urywa się i przed nami ukazuje się niemal prostopadły klif biegnący do samego morza. Na odwagę by podejść do krawędzi zdobędą się tylko nieliczni!
Måtind odwiedziliśmy podczas naszej podróży do Norwegii w 2018 roku. Mimo, że minęły 4 lata, po dziś dzień jest to jedno z naszych najlepszych wspomnień z tego kraju. To też dowód na to, że w Norwegii warto zboczyć z najbardziej obleganych przez turystów szlaków. Dlatego podróżując po Norwegii, naszym zdaniem konieczny jest samochód, lub kamper – raczej żaden autobus nie zabierze nas w takie miejsce jak Måtind. Polecamy!